Kahnweiler. Daniel-Henry Kahnweiler. Jeden z najwybitniejszych marszandów w historii. Z urodzenia Niemiec, z wyboru nazwałbym go francuzem, ale jednocześnie obywatelem świata. Mentalnie jednak – moim zdaniem – najbardziej związany z Francją. Tam bowiem zaczyna piękny okres życia, w którym zamiast robić karierę maklerską, postanawia otworzyć własną galerię sztuki.
Jak polski krawiec nieświadomie pomógł kubizmowi
Maleńka galeria, bo 18-metrowa, ale własna i na własnych zasadach. A reguły tego miejsca stały się przestrzenią do rewolucji w sztuce, którą dzisiaj nazywamy kubizmem. Jest takie powiedzenie: „W małym ciele wielki duch.” Tak właśnie można opisać ten „kubistyczny sklepik”, jak nazywali go niektórzy ówcześni artyści. Nie miał nawet witryn, bo na te podobno nigdy Kahnweiler się nie zgadzał. Mamy i swój polski wkład w tę historyczną galeryjkę. Lokal na ulicy Vignon 28 zajmowany był bowiem wcześniej przez polskiego krawca. Zdaniem Kahnweilera najwidoczniej nie szło mu w interesach i tylko marzył o tym by lokal odstąpić i podnająć go na niewielkim zysku. Sklepik nie kosztował go więcej niż 1800 franków rocznie, a młodemu 23-letniemu Kahnweilerowi wydzierżawił go za 2400 franków rocznie. Jak widać, Polak już wtedy potrafił.
Co ciekawe młody marszand nie miał żadnych znajomości w Paryżu kiedy zaczynał. Znalazł więc już lokal, ale nie znalazł jeszcze malarzy. Co więc zrobił? Jak sam przyznał:
„To proste. Bywałem co roku na Salonie Niezależnych, który był prawdziwą wylęgarnią sztuki współczesnej, gdzie wystawiali wszyscy(...).”
Tam też zakupił pierwsze obrazy Deraina i Vlamincka, którzy po wystawie przynieśli zakupione obrazy do jego domu. Tak też poznał pierwszych artystów. Był rok 1907. Z czasem nowe idee - niczym w tyglu - łączyły się, inne krystalizowały. George Braque i Pablo Picasso spotkali się, a wraz z nimi kubizm nabierał rozpędu w umysłach i na płótnach.
Z dotkliwej nędzy, w jakiej artyści awangardowi tworzą, to właśnie Kahnweiler pomaga nieco się wydostać i wspiera nie tylko wyborny kierunek, który miał wszystko zmienić, ale również ludzi, którzy go tworzą.
Nikt nie spodziewał się, co wydarzy się z ich wspólnym dorobkiem artystycznym i intelektualnym za jakieś 13-14 lat, tuż po I wojnie światowej. W 1914 roku, kiedy świat staje w obliczu bezprecedensowego światowego konfliktu, Kahnweiler jest obywatelem niemieckim, więc sprawy nie są proste. Oczywiście stanięcie do walki po którejkolwiek ze stron jest dla Kahnweilera nie do przyjęcia. Miał poglądy, jak sam mówi pacyfistyczne. O wojnie stwierdził dosłownie, że była ona idiotyczna. 2 sierpnia, gdy na wszystkich spada wojna, przebywa z żoną we Włoszech. Po wielu rozterkach postanawia tam pozostać.
Jak zarekwirowano obrazy Kahnweilera
On we Włoszech, a wielka kubistyczna kolekcja pozostaje nadal na ulicy Vignon w Paryżu. I teraz staje się coś, co sam marszand nazywa po latach głupim zachowaniem. Otóż całe zbiory Picassa i innych kubistów zebrana przez lata w galerii, mogły zostać przewiezione do galerii w Nowym Jorku, gdzie pracował reprezentant Kahnweilera, Brenner. Co więcej, Brenner błagał, by Kahnweiler pozwolił mu wziąć obrazy i przewieźć je do Ameryki. Ten jednak nieustannie odmawia mówiąc: „Nie, nie można tak zrobić, trzeba je zostawić w spokoju tam , gdzie są, zresztą nic im się nie stanie!”.
Po latach Kahnweiler żałuje i mówi co było powodem jego decyzji:
„Zachowałem się głupio, gdyż liczyłem się z prawem.”
Ta decyzja miała później opłakane skutki. Splot następnych wydarzeń okazał się supłem nie do rozwiązania.
Kahnweiler wraca do Paryża 22 lutego 1920 roku. W tym czasie wchodzi w życie ustawa dotycząca likwidacji zajętych dóbr poniemieckich we Francji. Powtórzmy: Kahnweiler to obywatel niemiecki, jest właścicielem kilkuset obrazów kubistów. Zawartość całej galerii przy ul. Vignon zostaje zasekwestrowana czyli zajęta przez władze, jako własność wroga. Co robi sam marszand? Jak sam przyznaje po latach: „Zrobiliśmy co się dało”. Niekończące się starania jego oraz jego malarzy, nic nie wnoszą. Władze, krytycy, dziennikarze wykazują się wielką, bezlitosną ignorancją i odmawiają pomocy w odzyskaniu wielkiego dorobku kubistów.
Jak "spalono" wielkie dzieła kubizmu
Ten ogromny zbiór prac trafia na aukcje, które trwały w latach 1921-1923. Niektórzy sądzili, że właśnie ta wielka akcja wyprzedaży przyczyni się do triumfu kubizmu. Nic jednak bardziej mylnego. Jak sam Kahnweiler powiedział „żaden rynek na świecie nie jest w stanie oprzeć się podobnej lawinie.” Chodziło o to, że była to zbyt szybka i nieprzemyślana fala sprzedaży, co skutkowało wtedy natychmiastowym spadkiem cen. Rynek sztuki był wtedy jeszcze zbyt mocno ograniczony, miłośników kubizmu było niewielu, przedstawiciele władz i muzeów nie byli obecni. Już na pierwszej aukcji ceny prac wielkich kubistów zaczęły spadać. Wiele z tych prac zakupili zaś młodzi literaci i poeci, jak chociażby André Breton czy Eluard. Wiele płócien nie zostało wtedy sprzedanych, niektóre pozostały w muzeach i nie zmieniły posiadacza. To, co się wtedy stało było pozornym schyłkiem kubizmu. „Sześcian się rozpada” pisał wtedy Cendrars, a sam Picasso zmieniał kierunek i styl, tak jakby zrywał z kubizmem. Krytyka nawoływała do powrotu, do francuskiej tradycji, do porządku Ingresa, do Fouqueta...
Tak oto wielki marszand i człowiek kultury i sztuki Daniel-Henry Kahnweiler stracił potężną kolekcję kubistów. Budował ją całe lata, które pełne były żarliwości dla sztuki awangardowej. Dokonała się dzięki niej rewolucja w rozumieniu obrazu i optyki malarskiej.
Dzisiaj już wiemy, co miało się dziać później z obrazami z epoki kubizmu oraz jakie ceny osiągają one dzisiaj. Wiemy też, że okazało się to wszystko dalece ponadczasowe i inspirujące dla artystów do dnia dzisiejszego. Jednak wtedy kolejno - wojna, brak wywozu dzieł do Nowego Jorku, a następnie zarekwirowanie dzieł wielkiego marszanda - skończyło się tragicznie. Sam Kahnweiler nigdy się nie poddał i wręcz pokazał na czym polega pasja do prawdziwej sztuki, która potrafi przetrwać próbę czasu.